Shane
Jej twarz
nadal była śnieżnobiała, jak wtedy, gdy usłyszała tamte słowa. Daremnie
wyczekiwałem różowych rumieńców na jej policzkach, które pojawiały się zawsze,
gdy się z nią witałem, zawsze, gdy jej dotykałem, zawsze, gdy mówiłem do niej. Aparat
obok łóżka wydawał dźwięk zgodny z biciem jej serca, już miarowym. Wsłuchiwałem
się rejestrując każde brzmienie, aby w razie czego wyłapać jakiekolwiek zmiany.
Prawie nie mrugałem. Czekałem, aż otworzy oczy. Chciałem już wreszcie zobaczyć
jej zdezorientowane spojrzenie, uspokoić ją i powiedzieć: „Wszystko będzie
dobrze, Kath. Wszystko będzie dobrze.” Mówiąc to głaskałbym jej włosy,
pocałowałbym ją w czubek głowy, a potem splótłbym nasze dłonie i nie puściłbym
jej nigdy, jeśli by mnie o to poprosiła. Skoro lekarze mówili mi, że wszystko
jest już dobrze, to dlaczego jeszcze się nie obudziła?
Nagle
aparat zaczął pikać szybciej. Zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do drzwi.
Nie mogłem zostawić Katherine samej, więc zacząłem rozglądać się po korytarzu.
Na szczęście obok przechodziła pielęgniarka. Nie zastanawiając się złapałem ją
za ramię i wciągnąłem do środka.
-Ej!-
krzyknęła w ramach protestu.
Była to
stosunkowo młoda kobieta, miała najwyżej dwadzieścia osiem lat. Duże okulary z czerwonymi
oprawkami zsuwały się jej na malutki, bardzo zadarty nos, ukazując jej karcące
spojrzenie w całej krasie. Zacisnęła usta w wąską linię, oparła ręce na
biodrach i zaczęła tupać nogą oczekując
wyjaśnień.
-To coś.-
wskazałem palcem na aparat.- Zaczęło pikać szybciej.
Pielęgniarka
opuściła ramiona w geście rezygnacji i teatralnie wywróciła oczami. Jak dla
mnie, nie bardzo nadawała się do tego zawodu.
-Panie
Redson- zaczęła wolno i spokojnie- już to przerabialiśmy. To, że aparat PIKA
szybciej, nie znaczy, że dzieje się coś złego. Może śni się jej jakiś koszmar.
Teraz to ja
byłem podirytowany. Piętnaście minut temu słyszałem dokładnie to samo. No
właśnie, piętnaście minut temu…Musiałem przyznać, że pielęgniarka ma prawo
emanować irytacją. Katherine była w szpitalu już od jakiejś godziny, a ja
zdążyłem zawołać pielęgniarkę z pięć razy i to zawsze w tej samej sytuacji. Ale
co miałem zrobić? Martwiłem się, cholernie się martwiłem. W końcu przyznałem
pielęgniarce rację i podziękowałem jej, obiecując wcześniej, że dana sytuacja
już się nie powtórzy. Z drugiej strony jednak nie byłem tego taki pewien.
Wyciągnąłem
z kieszeni spodni komórkę i sprawdziłem godzinę. Było po piątej. Postanowiłem,
że zadzwonię do Nathana. Mama Kath jeszcze nic nie wiedziała, a ja nie miałem
do niej numeru. Mało tego nie chciałem jej martwić, tym bardziej budzić tak
wcześnie. Nate to już inna sprawa.
Cały czas
trzymałem swoją dłoń na ręce dziewczyny, dlatego wyraźnie poczułem jak
zadygotała. Zacząłem się w nią niecierpliwie wpatrywać. Po kilku sekundach jej
powieki lekko zadrżały, a potem powoli się otworzyły. Jej wzrok długo błądził
po sali, aż na jej twarzy pojawił się cień zrozumienia. W końcu zatrzymał się
na mnie. Katherine lekko zmarszczyła brwi, jakby próbowała sobie coś
przypomnieć, potem spojrzała na nasze złączone dłonie i spłonęła rumieńcem, ale
nie cofnęła ręki. Widok jej zaróżowionych policzków zawsze sprawiał mi dziwną
radość.
-Jak się
czujesz?- zapytałem cicho.
-Trochę…trochę
kręci mi się w głowie.- odparła lekko zachrypnięta.- Która godzina?
-Prawie
szósta rano.- odpowiedziałem gładząc ją po zewnętrznej stronie dłoni.
Znów
zmarszczyła brwi. Byłem bardzo ciekaw o czym teraz myśli. Na pewno przypominała
sobie ostatnie wydarzenia. Spodziewałem się miliona pytań, a ona zapytała tylko
raz. Zaskoczyło mnie też to, że była taka spokojna i opanowana.
-Byłeś tu
przez cały ten czas?- zapytała w końcu.
Uśmiechnąłem
się i przysunąłem swoje krzesełko jeszcze bliżej łóżka pochylając się nad nią. Zbliżyłem
jej dłoń do swoich ust i złożyłem na niej delikatny pocałunek. Katherine lekko
się uśmiechnęła, a ja zrobiłem to samo. Długo patrzeliśmy na siebie, a ja cały
czas nie odsuwałem jej ręki od swojej twarzy. Milczeliśmy. Chyba po raz
pierwszy takie milczenie nie wprawiło mnie w zakłopotanie. Po prostu
cieszyliśmy się sobą, a do tego nie trzeba było słów. Zacząłem bawić się jej
dłonią, rysując kółka po wewnętrznej stronie, zginając jej palce…Przez cały ten
czas Katherine się uśmiechała i wpatrywała we mnie z uczuciem. Pewnie jeszcze
długo by to trwało, ale nagle dziewczyna coś sobie uświadomiła.
-Dreak!-
krzyknęła podrywając się z łóżka. Mina momentalnie mi zrzedła.- Co z nim!?
Pewnie
gdybym jej nie przytrzymał wyskoczyła by z łóżka, choć najpierw musiała by się
uporać z tymi wszystkimi ustrojstwami. Naprawdę musiała sobie o nim
przypomnieć?
-Nie wiem.-
bąknąłem.
Otworzyła
szeroko oczy ze zdziwienia. No ale czego mogła się po mnie spodziewać? Myślała,
że będę latał po całym szpitalu i może jeszcze odmawiał różaniec za tego
skurwiela Beards’a?
-Zawołaj
pielęgniarkę.- powiedziała głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.
Z cichym
westchnieniem podniosłem się z krzesła i ociągając się wyszedłem na korytarz.
Pomieszczenie, w którym przebywały pielęgniarki znajdowało się zaledwie kilka
kroków od sali, a wiedząc, że Kath czuję się już dobrze, nie martwiłem się tak
bardzo zostawiając ją na te kilka sekund. Drzwi od pokoju dla personelu były
otwarte. Na moje nieszczęście pierwsza zobaczyła mnie ta sama pielęgniarka- w
dużych okularach z czerwonymi oprawkami. Z głośnym westchnieniem poderwała się
z fotela i zrobiła tak głupią i zażenowaną minę, że reszta personelu ledwo
powstrzymywała się od śmiechu. Zrobiło mi się trochę wstyd, a to wszystko przez
kochanego Drejkusia i tą Zadartonosą Królową Irytacji.
-Pan
Redson, no co za niespodzianka!- powiedziała sarkastycznie. Nie dałem się
wyprowadzić z równowagi.
-Panią też
miło ZNÓW widzieć.- odparłem uśmiechając się arogancko i podkreślając słowo
„znów”.
Podziałało
jak zaklęcie. Na jej twarzy już nie było śladu kpiny, ale tylko i wyłącznie
zniecierpliwienie. 1:0 dla Redsona!
-Mógłbyś mi
powiedzieć po co żeś tu przylazł?- zapytała szybko nie wytrzymując.
Jedna z
pielęgniarek, również w okularach, ale już w podeszłym wieku spojrzała na nią
karcącą i lekko szturchnęła w ramię. Następnie zwróciła się do mnie uśmiechając
się przepraszająco.
-Proszę jej
wybaczyć, jest nowa.
Natychmiast
przywołałem na twarz wyraz zrozumienia. Oczywiście była to zwykła gra. W ten
sposób mogłem trochę powkurzać Zadartonosą no i opóźnić dostarczenie informacji
o Beardsie. Następnie przybrałem minę niewiniątka.
-Rozumiem,
że niektórzy mogą być niecierpliwi.- powiedziałem.
Okularnica
otworzyła oczy szeroko, a następnie, widząc mój uśmieszek pokazała mi język i
zniknęła za jakimiś drzwiami
-O co
chodzi synku?- zapytała pielęgniarka w podeszłym wieku.
-Obudziła
się.- odparłem krótko.
Złapała
mnie za ramię i gestem poprosiła, żebym ją zaprowadził. Gdy weszliśmy do
pokoju, zastaliśmy Katherine siedzącą.
-Nie, nie!
Proszę się położyć.- poprosiła siostra.
-Czuję się
dobrze.- powiedziała uprzejmym głosem dziewczyna, podczas gdy pani w podeszłym
wieku zaczęła wszystko sprawdzać. Następnie zadała serię pytań, na które
Katherine odpowiedziała przecząco. Gdy już skończyła brunetka zabrała głos.-
Mogłaby pani mi powiedzieć, co dzieję się z Drake’iem Beards’em?
Pielęgniarka
zmarszczyła brwi i po chwili zapytała:
-Chodzi o
tego młodego chłopaczka, który dzisiaj miał wypadek?
-Tak.-
odparła beznamiętnie Kath.
-Chyba
jeszcze go operują. Z tego co wiem stał był ciężki. A co, to wasz kolega?
Pokręciłem
przeczącą głową, ale dziewczyna nic nie odpowiedziała. Po chwili siostra wyszła
mamrocząc coś o wypisie, ale ani ja, ani Katherine już jej nie słuchaliśmy.
Patrzyłem na nią niespokojny. Widziałem, jak przez jej twarz przemykają różne
wyrazy: przerażenie, smutek, strach, niepokój, bezradność. Nagle po jej buzi,
która na powrót stała się śnieżnobiała zaczęły spływać pojedyncze łzy. Usiadłem
obok niej i zacząłem kciukiem je ocierać.
-Kath…-
szepnąłem.- Proszę, nie płacz.
Wtuliła się
w moją pierś i zaczęła cicho łkać. Gładziłem ją po włosach i całowałem w czubek
głowy coś do niej szepcąc, uspokajając ją. Nie wiem ile to trwało, może kilka
sekund, minut, a może nawet pół godziny. Potem zobaczyłem, że moja koszula jest
częściowo mokra. Uniosłem leciutko twarz dziewczyny delikatnie łapiąc ją za
podbródek, ale natychmiast na powrót spuściła głowę.
-Masz jakąś
chusteczkę?- zapytała cicho.
Nie miałem.
Wstałem więc i poszedłem do toalety. Urwałem kawałek ręcznika papierowego i
podałem go Katherine. Dziewczyna najpierw otarła łzy, a potem się wysmarkała.
No tak, rozumiałem, że to mogło ją krępować. Gdy już skończyła podniosła głowę.
Miała czerwone oczy i zaczerwienioną twarz. Była zrozpaczona. W tamtej chwili
miałem ochotę ją przytulić i już nigdy nie puszczać.
-Chyba już
czas, żebyś dowiedział się wszystkiego.- powiedziała patrząc mi prosto w oczy.
Katherine
Shane patrzył na mnie spokojnie. Nie zasypał mnie
gradem pytań. Po prostu siedział obok mnie i wyczekiwał. Nie widziałam na jego
twarzy wyrazu zdezorientowania ani zdziwienia. Zdawało mi się nawet, że już od
dawna podejrzewał, że coś przed nim ukrywam. Już nie płakałam. W sumie chyba
nie miałam czym. Jeszcze nigdy nie wylałam tyle łez, nawet gdy zostałam
zgwałcona. Teraz nie chodziło tylko o mnie. Zdałam sobie sprawę, że przez
mojego ojca mogę cierpieć nie tylko ja, ale też ludzie, na których mi zależy. W
takim razie musieli poznać całą prawdę, skoro zaczęła ich ona dotyczyć.
-Pamiętasz,
jak powiedziałam ci, że zostałam zgwałcona?- zapytałam, a Shane kiwnął
twierdzącą głową.- No więc…to stało się prawie pięć lat temu.- zaczęłam głosem
pozbawionym jakichkolwiek emocji, suchym, płytkim.- Wtedy mieszkałam jeszcze w
East End.- zamknęłam oczy przywołując przykre obrazy z przeszłości. Chciałam mu
opowiedzieć wszystko, wyrzucić to z siebie.- Wbiegłam do swojego pokoju i
zamknęłam drzwi na klucz. Nie zapaliłam lampy, bo bałam się, że to zauważy.
Byłam ranna. On…ciął mnie wcześniej, ale zdołałam mu się wyrwać.- na te słowa
Shane mocniej ścisnął moją rękę.- Stąd ta blizna, którą widziałeś. Wtedy, w
moim pokoju, gdy przyszedłeś.- przerwałam na chwilę, aby znów mu ją pokazać.
Tak jak wtedy dotknął jej lekko, jakby bojąc się, że może sprawić mi ból.-
Potem słyszałam, jak mnie woła. Był na schodach. Chciałam wyskoczyć z okna, ale
on zaczął walić do drzwi. Wywarzył je. Prosiłam go, błagałam, żeby mnie
zostawił, choć i tak wiedziałam, że to nic nie da. Pociągnął mnie za włosy.
Miał nóż. Zaczął zdzierać ze mnie ubranie.- gdy wypowiedziałam te słowa
wstrząsnął mną silny dreszcz.
-Katherine…-wyszeptał
Shane.
-Nie. Chcę,
żebyś wiedział wszystko.- przerwałam mu i kontynuowałam trzęsąc się cała.- Zdarł
ze mnie ubranie i przygniótł mnie do ziemi. Zrobił to. Tak bardzo mnie bolało…chciałam
umrzeć.- poczułam, że wypowiadając te słowa jakby trochę się uspokoiłam.- Potem
do pokoju wpadł Dreak. Słyszał moje krzyki, był wtedy u swoich krewnych. Dalej
nic nie pamiętam. Zemdlałam.
Spojrzałam
na Shane’a. Wyglądał tak, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Jeszcze
nie wiedział najważniejszego.
-Kath…-zaczął
ostrożnie.- Jak ten ktoś dostał się do twojego domu?
-Ten
mężczyzna mieszkał w moim domu.- powiedziałam spokojnie wiedząc, że już za
chwilę nie będę czuła tego bólu, że już za chwilę po raz pierwszy powiem to na
głos, że doświadczę niewyobrażalnej ulgi,
bo wreszcie wyduszę z siebie to, co ukrywałam przed światem przez tyle lat.
-Jak to?-
zapytał blondyn nie bardzo rozumiejąc.
Spojrzałam mu
głęboko w oczy, a on nagle zrozumiał. Widziałam to, zobaczyłam, jak bardzo w
tamtej chwili zmieniła się jego twarz. Już nie musiałam tego mówić, ale chciałam,
chciałam powiedzieć to na głos, wyrzucić to z siebie.
-Tak,
Shane. To był mój ojciec.
Poczułam
się tak, jakbym wyszła z dusznego, zatęchłego pomieszczenia na świeże
powietrze. Uczucie ulgi wypełniło mnie całą i jak fala chłodnej, orzeźwiającej
wody rozeszło się po moim ciele. Z twarzy chłopaka nie mogłam jednak nic
wyczytać. Siedział nieruchomo wpatrując się we mnie z niedowierzaniem. W jego
oczach zobaczyłam troskę i ból, a także jakąś obawę, przestrach. Po chwili przyklęknął
przede mną i zaczął całować moje dłonie, a swoją głowę położył na moich
kolanach.
-Katherine…Katherine…-
szeptał wciąż.
-Teraz
wiesz już wszystko.- powiedziałam dobitnie.- Pora, by inni się dowiedzieli.
To jest CUDOWNE:D Zapowiada się naprawdę świetnie:) Mam nadzieję, że Drake wyzdrowieje i wszystko bd z nim ok:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn<3
zajebiste na maksa! chcę następny już ;)
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie, przeczytałam całą pierwszą część jednym tchem! Cudownie, że rozpoczęłaś drugą część. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Świetnie piszesz, cały Twój blog jest zachwycający. A co do samego rozdziały, również boski, jejku,, nie wierzę, że ona się na to zdobyła i mu powiedziała. To wszystko jest taaaakie słodkie. Mam nadzieję, że nn pojawi się szybko, czekam!
OdpowiedzUsuńZakochałam się! Dodaj już nn proszę proszę proszę! Shane jest taki słodki że mi serce szybciej bije ojeeej :) uwielbiam to!
OdpowiedzUsuńDawno nie komentowałam twojej twórczości (za to baaaardzo przepraszam), miałam wtedy nazwę: "Walnięta. xD", ale wolałam zmienić na mój pseudonim artystyczny.
OdpowiedzUsuńTak, więc... hm... Druga część rozpoczęła się ciekawie, buduje napięcie, a zarazem czytelnik chce dowiedzieć się, co będzie dalej :)
świetny rozdział, wyczekiwałam na niego długo, ale jak zawsze jest ciekawy i wciągający.
OdpowiedzUsuńDo opowiadania zarzutu nie mam. Jest TAKIE SŁODKIE. Naprawdę. Uwielbiam je i poprawia mi humor. Większych zarzutów nie mam, a musisz wiedzieć, że jestem osobą krytyczną. To mój pierwszy komentarz, dlatego jest pozytywny i: oby tak dalej! Alex ♥ [http://my-private-diary-number-489.blogspot.com/]
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, kiedy będzie następny??
OdpowiedzUsuń