Koniec i początek.
-Koniec świata! Istny Armagedon!- ogłosiła Edith Dawson
zamykając drzwi.
Przerwałam
na chwilę konsumpcję moich ulubionych płatków i uniosłam głowę z nad miski.
Spojrzałam na mamę i parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, bo jej płaszcz nie
był już czarny, ale cały w bieli.
-Tarzałaś się w śniegu?- zażartowała Mady.
Mama
ściągnęła płaszcz i buty zostawiając za sobą kałużę z roztopionego śniegu.
Miało mocno zaróżowione policzki, czerwony nos i mokre włosy.
-Zobaczymy, czy będzie wam tak wesoło jak pójdziecie na
przystanek.- powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem, chwytając za mop i
wycierając kałużę.
Automatycznie
mina mi zrzedła. No i znów prostowanie włosów pójdzie na marne. W sumie czego
się spodziewałam po miasteczku Thief River Falls, na północy Stanów i to w
lutym? Tak było każdej zimy. Mieszkaniec Minnesoty musiał się z tym liczyć.
Wciąż
jeszcze jedząc płatki spojrzałam jakby od niechcenia na mały zegarek stojący na
półce w kuchni. Natychmiast poderwałam się z krzesła.
-Mady, mamy tylko pięć minut!- krzyknęłam do siostry, która
na te słowa zaczęła szybciej pakować sobie kanapkę do buzi.
-Cholela.- powiedziała z zapchanymi ustami.
-Madeleine, jak ty się wyrażasz?!- oburzyła się mama, ale
widząc, że jej młodsza córka nic sobie z tego nie robi, zaczęła pakować swoim
dzieciom drugie śniadanie.
-Jogurt i jabłko dla Scarlet…kanapka dla Mady…- mruczała pod
nosem, podczas gdy ja i moja siostra w pośpiechu szykowałyśmy się do wyjścia.
Gdy już miałam na sobie swój czarny płaszcz, niebieski szal, rękawiczki i
czapkę, mama wręczyła mi papierową torbę ze śniadaniem do szkoły, którą
spakowałam do swojej brązowej, skórzanej torby.
-Zostań z Bogiem.- powiedziałyśmy razem z Mady.
-Idźcie z Bogiem.- odpowiedziała kobieta.
Otworzyłam
drzwi i razem z Madeleine weszłyśmy, jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, do
lodowego piekła. Naciągnęłam sobie szal znacznie wyżej, do połowy twarzy,
zasłaniając usta i nos. Miałam wątpliwości, czy autobus szkolny na pewno
dojedzie na przystanek w taką śnieżycę, ale jak się okazało dotarł tam równo z
nami. Pożegnałam się z siostrą słowami „Tylko nie narób mi wstydu” i wsiadłam
do autobusu. Na samym jego końcu siedziała już Natalie, która pomachała mi na
powitanie. Od razu ruszyłam w tamtą stronę trzymając się oparć i starając nie
przewrócić. Usiadłam z głośnym westchnieniem, ściągnęłam czapkę i opuściłam
szalik. Z uśmiechem na ustach oparłam głowę o siedzenie i zamknęłam oczy.
-Co ty taka uśmiechnięta?- zapytała od razu moja
przyjaciółka.
-To dziś.-odpowiedziałam krótko.
-Co dziś?
Otworzyłam
oczy, wyprostowałam się i spojrzałam na nią.
-Dziś wujek Jack wychodzi z więzienia.
-No tak!- powiedziała wykonując ręką ruch mający znaczyć
„Ale jestem głupia, że o tym zapomniałam!”. Zaśmiałam się, a już po chwili dołączyła
do mnie Natalie. Gdy przestałyśmy się śmiać spojrzała na mnie
poważnie i powiedziała- Cieszę się, że wszystko zaczyna się układać.
Pokiwałam
głową i znów zamknęłam oczy opierając głowę na siedzeniu.
-Mam nadzieję, że to już koniec nieszczęść.- powiedziałam
cicho starając się o nich nie myśleć. Skutecznie zadbała o to moja przyjaciółka prezentując
mi słownie najnowsze newsy z życia gwiazd.
A więc, na
co należy zwrócić uwagę mówiąc o Natalie Ross? Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że ta dziewczyna jest największą fanką Justina Biebera na calutkim
świecie i w calutkim wszechświecie! Po prostu nie ma dnia, żeby nie mówiła o
swoim idolu. Ponadto kocha fioletowy kolor, czego dowodem są końcówki jej
długich blond włosów. Jest też niezastąpiona, jeśli chodzi o pocieszanie i
dowartościowywanie ludzi, choć sama ma kiepską samoocenę. Uzależniona od swojej
komórki, instagrama i twittera. Poznałam ją zaledwie kilka miesięcy temu, a już
była moją najlepszą przyjaciółką. Podobnie było z Monique McCurdy. Na pierwszy
rzut oka były do siebie bardzo podobne: takie wyluzowane i sprawiające wrażenie,
że mają wszystko gdzieś. Różnica polegała na tym, że Monique naprawdę nie
obchodziło co myślą o niej inni ludzie. Żyła dla siebie i całą sobą, z dnia na
dzień. Była pewną siebie, roześmianą i momentami szaloną dziewczyną. Co MNIE w
takim razie z nimi połączyło? Naprawdę nie wiem. Grunt, że teraz byłyśmy
nierozłączne.
Nagle
autobus zatrzymał się i wsiadło do niego kilka osób, między innymi Kimberly i
Chris. Z Natalie zaczęłyśmy do nich energicznie machać.
-Głupi śnieg!- przywitała się Kim, a ja, wiedząc co się
święci, wyciągnęłam małe lustereczko (które zawsze miałam przy sobie) i podałam
jej.
-Kochanie, wyglądasz pięknie.- powiedział Chris całując ją w
policzek. Kim zaczerwieniła się i oddała mi lusterko. Po chwili odezwała się
Natalie.
-I jak Scarlet? Myślisz, że dziś to zrobi?- zapytała.
Teraz to ja
się zaczerwieniłam i spuściłam głowę. Oczywiście nie umknęło to uwadze Chrisa,
który zaczął mi po przyjacielsku dokuczać.
-No Scarlet, powiedz nam, powiedz…co się tak
zaczerwieniłaś?- i śmiejąc się zaczął palcem kłuć jeden z moich policzków.
-Christopher!- fuknęła na niego Kim, lekko uderzając go
otwartą dłonią w głowę.
-No co?- zapytał z miną niewiniątka i po chwili zaczął łaskotać
moją przyjaciółkę. Patrzyłam jak Kim zwija się ze śmiechu i również śmiejąc się
pokręciłam głową. Ahh…ci zakochani.
-No i?- zapytała szeptem Natalie korzystając z okazji.
-Myślę…myślę, że…tak.- odparłam niezbyt pewnie, a moja
przyjaciółka zaczęła zabawnie piszczeć. Znów się zaśmiałam. Nie ma to jak jazda
szkolnym autobusem!
Niecałe
dziesięć minut później staliśmy już przed szkołą- dużym, ceglanym budynkiem,
który o dziwo nie napawał mnie lękiem czy odrazą. Prawda była taka, że lubiłam
chodzić do szkoły. Tu miałam przyjaciół, mogłam być sobą, no i w dodatku
rozwijałam swoje umiejętności, co przyczyniało się do spełniania moich marzeń.
No i jak tu nie lubić liceum?
Weszłyśmy
do środka i pożegnałyśmy się z Chrisem i Kim. Zaczęłyśmy wzrokiem szukać w tłumie
Monique, która do szkoły przyjeżdżała ze swoim starszym bratem.
-Szukaj loków.- powiedziałam do Natalie, bowiem
charakterystyczną cechą Monique były piękne, sprężyste loki.
Zobaczyłyśmy
ją stojąca obok grzejnika i od razu ruszyłyśmy w tamtą stronę.
-Hej.- przywitała się z nami.- Zimno, co?
Pokiwałyśmy
twierdzącą głowami Po chwili Monique zobaczyła coś za moimi plecami i
powiedziała nieco ciszej:
-Scarlet, Travis właśnie wszedł do szkoły.
Zamarłam.
-Idzie tutaj?- zapytałam spanikowana.
-Nie- powiedziała Natalie stając obok Monique, tak, że obie
mogły obserwować to, co działo się za mną.
-Jak wyglądam?
-Świetnie.- skomentowały równocześnie.
Odetchnęłam
z ulgą, choć wiedziałam, że nawet gdybym wyglądała koszmarnie powiedziałyby mi
dokładnie to samo.
-Co on teraz robi?
-Wita się z kumplami.- powiedziała Monique.- Nie czekaj…
-Idzie tutaj!- dokończyła za nią Natalie.
Po chwili
obie zaczęły rozglądać się na boki. No tak, za dobrymi aktorkami to one nie
były, a w każdym razie nie teraz. Mało brakowało, a zaczęłyby pogwizdywać. Ja
natomiast uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam i odwróciłam. Jak zwykle
poraziła mnie zieleń jego oczu, które w świetle jarzeniówek zdawały się być
niemal szmaragdowe. Jego mokre, poskręcane, ciemnobrązowe włosy, aż prosiły się,
by ich dotknąć. Travis Woods był dwa lata starszy ode mnie, czyli w tym roku
kończył już liceum. Pamiętam, że zwróciłam na niego uwagę, bo wydawał mi się
strasznie podobny do Toma Wellinga, aktora, który grał Clarka Kenta w serialu Tajemnice Smallvillle. Mało tego był
„bardzo dobrze zbudowany”, fachowo to ujmując.
-Hej.- przywitałam się poprawiając pasek od torby na
ramieniu.
-Hej.- powiedział uśmiechając się trochę nieśmiało
sprawiając tym samym, że ugięły się pode mną kolana.- Wiesz, tak sobie pomyślałem…-
zaczął nieco zmieszany, a ja wiedziałam już o co chce zapytać. Poznaliśmy się
„oficjalnie” jakiś miesiąc temu, po koncercie szkolnym, choć oczywiście podobał
mi się już od września. Travis powiedział, że mam piękny głos i pochwalił
występ mój i Monique, no i tak zaczęła się nasza znajomość, a już za chwilę
miał zapytać mnie o coś, na co zanosiło się od kilku dni-…jest piątek i…może
poszlibyśmy wieczorem do kina?
Mało
brakowało, a zaczęłabym skakać z radości. Dziewczyny zapewne zrobiły by to
samo, ale byłam przekonana, że już dawno się ulotniły. W końcu nastąpił ten
długo oczekiwany moment! Niemal zdawało mi się, że gdzieś nade mną słyszę
zgodny chór aniołów i zaraz sama dostanę skrzydeł, ale…niestety musiałam
pozostać na ziemi.
-Chętnie poszłabym dziś do kina, ale…wieczorem nie mogę.
Travis
wyglądał na szczerze zawiedzionego. Pewnie gdybym wtedy mogłabym cofnąć swoje
słowa, zrobiłabym to bez oporów i spróbowała wyrazić się jakoś łagodniej, dając
mu do zrozumienia, że strasznie mi się podoba i że bardzo chciałabym gdzieś z nim pójść.
-Aha, no…to w takim razie…- odezwał się zmieszany, ale
przerwałam mu.
-Nie Travis, nie o to chodzi. Po prostu dziś wieczorem muszę
być w domu, z moją rodziną.
Twarz
chłopaka znów się rozjaśniła, a po chwili zmarszczył brwi nad czymś się
zastanawiając.
-Nie możesz dziś WIECZOREM, prawda?- zapytał w końcu
wyraźnie akcentując słowo „wieczorem”.
-Tak…- odparłam nie wiedząc do czego zmierza.
-Zaproponowałbym ci sobotę, ale wyjeżdżam na cały weekend,
więc…może mogłabyś dzisiaj, ale o innej porze?- to mówiąc uśmiechnął się
znacząco. Od razu pojęłam o co chodzi.
-Chcesz uciec z lekcji?- zapytałam szeroko otwierając oczy.
-Ciii…- uciszył mnie uśmiechając się łobuzersko i pochylając
nade mną.- Nauczyciele nie muszą wiedzieć.- To mówiąc znaczącą spojrzał na
pannę Knight, która znajdowała się bardzo blisko nas.- To jak?- spytał.
W
odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Czy ja,
Scarlet Dawson, właśnie uciekałam ze szkoły? Ja?
Z powrotem
założyłam swój płaszcz i owinęłam się szalem. Po chwili Travis złapał mnie za
rękę i wyszliśmy ze szkoły. Zdążyłam jeszcze podłapać zdziwione spojrzenia
Natalie i Monique, które stały niedaleko wyjścia. Oczywiście na zewnątrz dalej szalała
śnieżyca. Prawie nic nie widziałam. Zdałam się na Travisa, który prowadził mnie
ani na chwilę nie puszczając mojej ręki. Nawet nie zorientowałam się, kiedy
dotarliśmy na parking dla uczniów! Kątem
oka zauważyłam, że otwiera mi drzwi do swojego samochodu, więc pospiesznie do
niego wsiadłam. Szybko ściągnęłam czapkę, której szczerze nienawidziłam i
włożyłam torbę pod nogi.
-Jeszcze trochę i samochody nie będą już miały jak się
poruszać.- skomentował zamykając za sobą drzwi.
-No i te moje mokre włosy…- jęknęłam próbując jakoś
doprowadzić się do ładu.
-Nawet ci z nimi do twarzy.- skomentował Travis nie
spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam, że się rumienię i spojrzałam w jego
zielone oczy.
-Serio?- zapytałam głupio.
-Zawsze wyglądasz pięknie.- powiedział bez wahania z tą
seksowną chrypką, która (oczywiście pozytywnie) doprowadzała mnie do szału.
Odwróciłam
wzrok czując, że czerwienię się jeszcze bardziej, a potem spuściłam głowę i
zaczęłam bawić się swoimi rękawami. Travis odchrząknął i odpalił silnik.
-No to dokąd jedziemy?- zapytał.- W naszym kinie tak
wcześnie raczej nic ciekawego nie zobaczymy…
-Zdaję się na ciebie.- powiedziałam starając się brzmieć
bardziej pewnie.
Travis
uśmiechnął się i ruszył zdecydowanie.
*
Byliśmy
na lodowisku. Travis był jednym z najlepszych hokeistów, jakich znałam, więc
właściwie jego wybór nie powinien mnie zadziwić. Widząc jednak moją przerażoną
minę przestał się uśmiechać.
-Coś nie tak?- spytał zmartwiony.
-Nie…- odparłam
natychmiast-…tylko że…ja nie umiem jeździć.
Brunet
zaśmiał się na te słowa, ale widząc, że nie żartuję natychmiast spoważniał.
Tak, mieszkałam w Minnesocie, stanie, który wręcz słynął z hokeja na lodzie, a
nie potrafiłam jeździć na łyżwach. Po chwili chłopak uśmiechnął się podejrzanie
i powiedział:
-No to cię nauczę.
Już
chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że nie zrobię tego nigdy w życiu, ale jakiś
rozsądny głos w mojej głowie powiedział: „Scarlet, czekałaś na to tak długo i
wreszcie masz tego przystojniaka dla siebie. Nie możesz tego spieprzyć, słyszysz?”.
Musiałam przyznać, że ten głos, jakkolwiek irytujący, miał rację. No bo który
trzecioklasista umawiałby się z dziewczyną z pierwszej klasy, gdyby mu się nie
podobała? Nie mogłam tego spieprzyć. Z miną cierpiętnicy spuściłam głowę i
powlokłam się za nim do wypożyczalni. Gdy już miałam na nogach to narzędzie
zbrodni i upokorzenia, a Travis włożył hokejówki, złapaliśmy się za ręce i
weszliśmy na lód. Nikogo oprócz nas, no i faceta w wypożyczalni nie było. Kto
by szedł na lodowisko o ósmej rano? Złapałam się barierek, a brunet ściągnął
kurtkę i rzucił ją na jedno z krzeseł na trybunach. Miał na sobie koszulę w kratę,
która idealnie opinała jego umięśnione ciało. Momentalnie nogi się pode mną
ugięły i tak zaliczyłam pierwszy upadek. Chłopak natychmiast znalazł się przy
mnie i pomógł mi wstać.
-Nic ci nie jest?- spytał.
-Niee, wszystko w porządku…
-Może jednak z tym lodowiskiem to
nie był dobry pomysł…
-Nie!- powiedziałam trochę za
głośno, a potem skłamałam.- Zawsze chciałam się nauczyć jeździć na łyżwach.- Na
szczęście byłam dobrą aktorką, więc chłopak nie zauważył, że zmyślam.
-Może zdejmiesz płaszcz? Na pewno
trochę krępuje ci ruchy…
Starając
się utrzymać równowagę zaczęłam za jego radą rozpinać płaszcz i podobnie jak
on, rzuciłam go na jedno z krzeseł. Kiedy odwróciłam się w jego stronę
przyłapałam go, jak mierzył moje ciało wzrokiem, od dołu do góry. Szybko
spuścił głowę, a ja, po raz kolejny tego ranka, mocno się zarumieniłam. Po
chwili Travis był już za mną, złapał mnie od tyłu w biodrach i szepnął mi do
ucha sprawiając, że po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz:
-Nie bój się, nie puszczę cię.
Staraj się jechać do przodu.
Tak
zrobiłam, a już po dziesięciu minutach okazało się, że nie taki diabeł straszny
jak go malują. Oczywiście zapewne wyglądałoby to inaczej bez Travisa, który
cały czas trzymał mnie w swoich ramionach. Już nie mogłam się doczekać, aż
spotkam się z Natalie i Monique, i opowiem im o wszystkim! Jeździliśmy jeszcze
przez jakieś piętnaście minut, a potem zachciało nam się pić. Usiadłam na
trybunach, a brunet poszedł po ciepłe napoje do automatu, który widzieliśmy w
holu.
-Wziąłem ci bez cukru. Widziałem,
że zawsze takie bierzesz…- powiedział podając mi kubek.
-Dzięki.- powiedziałam
uśmiechając się i wręczając mu dolara, którego niechętnie przyjął. Milczeliśmy
przez chwilę pijąc ze swoich kubków, ale już po chwili chłopak przerwał tą
ciszę.
-Od dawna mi się podobasz.-
powiedział wprost co sprawiło, że omal nie zakrztusiłam się bezcukrowym
cappuccino.- Wiesz, zawsze zastanawiałem się, jaka jesteś naprawdę. Na tych
filmikach, które wstawiasz razem z Natalie i Monique na youtube’a, wydajesz się
być taka wyluzowana i pewna siebie…
-Oglądasz je?- zapytałam mile
zaskoczona.
-No pewnie, chyba całe miasto je
ogląda.- stwierdził uśmiechając się czarująco.- Chodzi mi o to, że kiedy
jesteśmy razem jesteś zupełnie inna, cały czas urocza, ale jednak bardziej
onieśmielona.
Oczywiście
znów się zaczerwieniłam, ale nie odwróciłam wzroku. Jak już postanowiłam wcześniej,
nie miałam zamiaru tego spieprzyć.
-Może…to ty tak na mnie
działasz?- spytałam mając nadzieję, że nie popełniłam największego błędu
swojego życia.
-Nie.- powiedział pochylając się
nade mną tak, że prawie stykaliśmy się nosami.- To ty tak na mnie działasz.
*
Weszłam do
domu na własnych nogach, choć czułam się jakbym płynęła na chmurce. Irytująco
różowej chmurce szczęścia. Zachichotałam cicho wyobrażając to sobie. No super,
co ten facet ze mną zrobił? Cały czas myślałam tylko o nim, o tym co mi
powiedział, o naszej randce. O mało się nie pocałowaliśmy! Oczywiście chciałam
tego, ale…było za wcześnie.
Nie byłam
świadoma tego, co robię. Moje myśli cały czas zajmował Travis i nawet nie
zauważyłam kiedy rozebrałam płaszcz i buty.
-Cześć Scarlet.- przywitał się ze mną wujek Jack.
-Cześć wujku.- odpowiedziałam na w pół przytomna i ruszyłam
w stronę swojego pokoju, choć nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę…chiwla-
WUJEK JACK?!!
*
Szok
spowodowany widokiem wujka Jacka sprawił, że całkowicie zapomniałam o randce.
Wujek siedział w więzieniu przez pół roku, ale nie spodziewałam się, że aż tak
się przez ten czas zmieni. Na oko schudł z trzydzieści kilogramów, no i wyrażał
się tak inaczej, np. zamiast: „idę do toalety” mówił „idę w kąt”. Momentami nie
można się było połapać. Jack tak naprawdę nie był moim wujkiem, ale chłopakiem
mojej mamy. Po prostu pewnego razu zapytałam się, jak mamy na niego mówić, bo
jakoś nie wyobrażałam sobie wtedy wołać go po imieniu, a Jack kazał nazywać się
wujkiem, no i tak zostało.
Było
już dobrze po jedenastej, a ja nadal siedziałam na łóżku kręcąc z
niedowierzaniem głową i próbując ułożyć sobie jakoś w myślach wydarzenia
dzisiejszego dnia. Zastanawiałam się nawet, czy nie nazwać go najszczęśliwszym
dniem w całym moim dotychczasowym życiu. Tą czynność przerwał mi wujek
wychylając głowę z lekko uchylonych drzwi.
-Mogę wejść?- zapytał.
-Jasne.- odparłam. Nadal nie
mogłam przyzwyczaić się do tego, że już nie ma wielkiego brzucha, więc znowu
zaczęłam kręcić głową.- Jesteś taki chudy…- powiedziałam po raz kolejny tego
wieczoru. Zaśmiał się i usiadł obok mnie.
-Mama już śpi, a ja…chciałbym z
tobą porozmawiać.- zaczął niepewnie. Wiedziałam, że to, co miał mi do
powiedzenia było bardzo ważne. Inaczej nie przychodził by do mnie tak późno,
gdy mama już zasnęła.- Jak wiesz Edith, niezbyt dobrze radziła sobie przez te
niecałe pół roku…- pokiwałam twierdząco głową.- Twoja mama jest silną kobietą,
ale wiem, że nie może znieść tej całej sytuacji i mój powrót tak naprawdę
niczego nie zmienia. Thief River Falls to małe miasteczko, a w małych
miasteczkach ludzie gadają, sama doskonale o tym wiesz.- znów ze zrozumieniem
pokiwałam głową, ale nadal nie wiedziałam, do czego to wszystko zmierza.- Mało
tego boję się, że mogę tu mieć pewne problemy…więc nie widzę innego wyjścia.- zamarłam,
bo zaczynałam już powoli rozumieć, o co chodzi.- Musimy się stąd wynieść. Najlepiej
jak najdalej.
***
I oto jest! Pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania. Bez prologu, jak widzicie.Wiem, że początek wydaje się być banalny (przeprowadzka itp.), ale mam nadzieję, że się nie zniechęcicie:) Dziękuje za komentarze pod drugim rozdziałem "So close so far". To wiele dla mnie znaczy. Miłej niedzieli i miłego czytania!:*
jestem mile zaskoczona! bardzo mi się podoba i czekam na nn:*
OdpowiedzUsuń