niedziela, 10 marca 2013

"Never know"- Rozdział pierwszy



Koniec i początek.

-Koniec świata! Istny Armagedon!- ogłosiła Edith Dawson zamykając drzwi.
            Przerwałam na chwilę konsumpcję moich ulubionych płatków i uniosłam głowę z nad miski. Spojrzałam na mamę i parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, bo jej płaszcz nie był już czarny, ale cały w bieli.
-Tarzałaś się w śniegu?- zażartowała Mady.
            Mama ściągnęła płaszcz i buty zostawiając za sobą kałużę z roztopionego śniegu. Miało mocno zaróżowione policzki, czerwony nos i mokre włosy.
-Zobaczymy, czy będzie wam tak wesoło jak pójdziecie na przystanek.- powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem, chwytając za mop i wycierając kałużę.
            Automatycznie mina mi zrzedła. No i znów prostowanie włosów pójdzie na marne. W sumie czego się spodziewałam po miasteczku Thief River Falls, na północy Stanów i to w lutym? Tak było każdej zimy. Mieszkaniec Minnesoty musiał się z tym liczyć.
            Wciąż jeszcze jedząc płatki spojrzałam jakby od niechcenia na mały zegarek stojący na półce w kuchni. Natychmiast poderwałam się z krzesła.
-Mady, mamy tylko pięć minut!- krzyknęłam do siostry, która na te słowa zaczęła szybciej pakować sobie kanapkę do buzi.
-Cholela.- powiedziała z zapchanymi ustami.
-Madeleine, jak ty się wyrażasz?!- oburzyła się mama, ale widząc, że jej młodsza córka nic sobie z tego nie robi, zaczęła pakować swoim dzieciom drugie śniadanie.
-Jogurt i jabłko dla Scarlet…kanapka dla Mady…- mruczała pod nosem, podczas gdy ja i moja siostra w pośpiechu szykowałyśmy się do wyjścia. Gdy już miałam na sobie swój czarny płaszcz, niebieski szal, rękawiczki i czapkę, mama wręczyła mi papierową torbę ze śniadaniem do szkoły, którą spakowałam do swojej brązowej, skórzanej torby.
-Zostań z Bogiem.- powiedziałyśmy razem z Mady.
-Idźcie z Bogiem.- odpowiedziała kobieta.
            Otworzyłam drzwi i razem z Madeleine weszłyśmy, jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, do lodowego piekła. Naciągnęłam sobie szal znacznie wyżej, do połowy twarzy, zasłaniając usta i nos. Miałam wątpliwości, czy autobus szkolny na pewno dojedzie na przystanek w taką śnieżycę, ale jak się okazało dotarł tam równo z nami. Pożegnałam się z siostrą słowami „Tylko nie narób mi wstydu” i wsiadłam do autobusu. Na samym jego końcu siedziała już Natalie, która pomachała mi na powitanie. Od razu ruszyłam w tamtą stronę trzymając się oparć i starając nie przewrócić. Usiadłam z głośnym westchnieniem, ściągnęłam czapkę i opuściłam szalik. Z uśmiechem na ustach oparłam głowę o siedzenie i zamknęłam oczy.
-Co ty taka uśmiechnięta?- zapytała od razu moja przyjaciółka.
-To dziś.-odpowiedziałam krótko.
-Co dziś?
            Otworzyłam oczy, wyprostowałam się i spojrzałam na nią.
-Dziś wujek Jack wychodzi z więzienia.
-No tak!- powiedziała wykonując ręką ruch mający znaczyć „Ale jestem głupia, że o tym zapomniałam!”. Zaśmiałam się, a już po chwili dołączyła do mnie Natalie. Gdy przestałyśmy się śmiać spojrzała na mnie poważnie i powiedziała- Cieszę się, że wszystko zaczyna się układać.
            Pokiwałam głową i znów zamknęłam oczy opierając głowę na siedzeniu.
-Mam nadzieję, że to już koniec nieszczęść.- powiedziałam cicho starając się o nich nie myśleć. Skutecznie zadbała o to moja przyjaciółka prezentując mi słownie najnowsze newsy z życia gwiazd.
            A więc, na co należy zwrócić uwagę mówiąc o Natalie Ross? Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że ta dziewczyna jest największą fanką Justina Biebera na calutkim świecie i w calutkim wszechświecie! Po prostu nie ma dnia, żeby nie mówiła o swoim idolu. Ponadto kocha fioletowy kolor, czego dowodem są końcówki jej długich blond włosów. Jest też niezastąpiona, jeśli chodzi o pocieszanie i dowartościowywanie ludzi, choć sama ma kiepską samoocenę. Uzależniona od swojej komórki, instagrama i twittera. Poznałam ją zaledwie kilka miesięcy temu, a już była moją najlepszą przyjaciółką. Podobnie było z Monique McCurdy. Na pierwszy rzut oka były do siebie bardzo podobne: takie wyluzowane i sprawiające wrażenie, że mają wszystko gdzieś. Różnica polegała na tym, że Monique naprawdę nie obchodziło co myślą o niej inni ludzie. Żyła dla siebie i całą sobą, z dnia na dzień. Była pewną siebie, roześmianą i momentami szaloną dziewczyną. Co MNIE w takim razie z nimi połączyło? Naprawdę nie wiem. Grunt, że teraz byłyśmy nierozłączne.
            Nagle autobus zatrzymał się i wsiadło do niego kilka osób, między innymi Kimberly i Chris. Z Natalie zaczęłyśmy do nich energicznie machać.
-Głupi śnieg!- przywitała się Kim, a ja, wiedząc co się święci, wyciągnęłam małe lustereczko (które zawsze miałam przy sobie) i podałam jej.
-Kochanie, wyglądasz pięknie.- powiedział Chris całując ją w policzek. Kim zaczerwieniła się i oddała mi lusterko. Po chwili odezwała się Natalie.
-I jak Scarlet? Myślisz, że dziś to zrobi?- zapytała.
            Teraz to ja się zaczerwieniłam i spuściłam głowę. Oczywiście nie umknęło to uwadze Chrisa, który zaczął mi po przyjacielsku dokuczać.
-No Scarlet, powiedz nam, powiedz…co się tak zaczerwieniłaś?- i śmiejąc się zaczął palcem kłuć jeden z moich policzków.
-Christopher!- fuknęła na niego Kim, lekko uderzając go otwartą dłonią w głowę.
-No co?- zapytał z miną niewiniątka i po chwili zaczął łaskotać moją przyjaciółkę. Patrzyłam jak Kim zwija się ze śmiechu i również śmiejąc się pokręciłam głową. Ahh…ci zakochani.
-No i?- zapytała szeptem Natalie korzystając z okazji.
-Myślę…myślę, że…tak.- odparłam niezbyt pewnie, a moja przyjaciółka zaczęła zabawnie piszczeć. Znów się zaśmiałam. Nie ma to jak jazda szkolnym autobusem!
            Niecałe dziesięć minut później staliśmy już przed szkołą- dużym, ceglanym budynkiem, który o dziwo nie napawał mnie lękiem czy odrazą. Prawda była taka, że lubiłam chodzić do szkoły. Tu miałam przyjaciół, mogłam być sobą, no i w dodatku rozwijałam swoje umiejętności, co przyczyniało się do spełniania moich marzeń. No i jak tu nie lubić liceum?
            Weszłyśmy do środka i pożegnałyśmy się z Chrisem i Kim. Zaczęłyśmy wzrokiem szukać w tłumie Monique, która do szkoły przyjeżdżała ze swoim starszym bratem.
-Szukaj loków.- powiedziałam do Natalie, bowiem charakterystyczną cechą Monique były piękne, sprężyste loki.
            Zobaczyłyśmy ją stojąca obok grzejnika i od razu ruszyłyśmy w tamtą stronę.
-Hej.- przywitała się z nami.- Zimno, co?
            Pokiwałyśmy twierdzącą głowami Po chwili Monique zobaczyła coś za moimi plecami i powiedziała nieco ciszej:
-Scarlet, Travis właśnie wszedł do szkoły.
            Zamarłam.
-Idzie tutaj?- zapytałam spanikowana.
-Nie- powiedziała Natalie stając obok Monique, tak, że obie mogły obserwować to, co działo się za mną.
-Jak wyglądam?
-Świetnie.- skomentowały równocześnie.
            Odetchnęłam z ulgą, choć wiedziałam, że nawet gdybym wyglądała koszmarnie powiedziałyby mi dokładnie to samo.
-Co on teraz robi?
-Wita się z kumplami.- powiedziała Monique.- Nie czekaj…
-Idzie tutaj!- dokończyła za nią Natalie.
            Po chwili obie zaczęły rozglądać się na boki. No tak, za dobrymi aktorkami to one nie były, a w każdym razie nie teraz. Mało brakowało, a zaczęłyby pogwizdywać. Ja natomiast uśmiechnęłam się najpiękniej jak potrafiłam i odwróciłam. Jak zwykle poraziła mnie zieleń jego oczu, które w świetle jarzeniówek zdawały się być niemal szmaragdowe. Jego mokre, poskręcane, ciemnobrązowe włosy, aż prosiły się, by ich dotknąć. Travis Woods był dwa lata starszy ode mnie, czyli w tym roku kończył już liceum. Pamiętam, że zwróciłam na niego uwagę, bo wydawał mi się strasznie podobny do Toma Wellinga, aktora, który grał Clarka Kenta w serialu Tajemnice Smallvillle. Mało tego był „bardzo dobrze zbudowany”, fachowo to ujmując.
-Hej.- przywitałam się poprawiając pasek od torby na ramieniu.
-Hej.- powiedział uśmiechając się trochę nieśmiało sprawiając tym samym, że ugięły się pode mną kolana.- Wiesz, tak sobie pomyślałem…- zaczął nieco zmieszany, a ja wiedziałam już o co chce zapytać. Poznaliśmy się „oficjalnie” jakiś miesiąc temu, po koncercie szkolnym, choć oczywiście podobał mi się już od września. Travis powiedział, że mam piękny głos i pochwalił występ mój i Monique, no i tak zaczęła się nasza znajomość, a już za chwilę miał zapytać mnie o coś, na co zanosiło się od kilku dni-…jest piątek i…może poszlibyśmy wieczorem do kina?
            Mało brakowało, a zaczęłabym skakać z radości. Dziewczyny zapewne zrobiły by to samo, ale byłam przekonana, że już dawno się ulotniły. W końcu nastąpił ten długo oczekiwany moment! Niemal zdawało mi się, że gdzieś nade mną słyszę zgodny chór aniołów i zaraz sama dostanę skrzydeł, ale…niestety musiałam pozostać na ziemi.
-Chętnie poszłabym dziś do kina, ale…wieczorem nie mogę.
            Travis wyglądał na szczerze zawiedzionego. Pewnie gdybym wtedy mogłabym cofnąć swoje słowa, zrobiłabym to bez oporów i spróbowała wyrazić się jakoś łagodniej, dając mu do zrozumienia, że strasznie mi się podoba i że bardzo chciałabym gdzieś z nim pójść.
-Aha, no…to w takim razie…- odezwał się zmieszany, ale przerwałam mu.
-Nie Travis, nie o to chodzi. Po prostu dziś wieczorem muszę być w domu, z moją rodziną.
            Twarz chłopaka znów się rozjaśniła, a po chwili zmarszczył brwi nad czymś się zastanawiając.
-Nie możesz dziś WIECZOREM, prawda?- zapytał w końcu wyraźnie akcentując słowo „wieczorem”.
-Tak…- odparłam nie wiedząc do czego zmierza.
-Zaproponowałbym ci sobotę, ale wyjeżdżam na cały weekend, więc…może mogłabyś dzisiaj, ale o innej porze?- to mówiąc uśmiechnął się znacząco. Od razu pojęłam o co chodzi.
-Chcesz uciec z lekcji?- zapytałam szeroko otwierając oczy.
-Ciii…- uciszył mnie uśmiechając się łobuzersko i pochylając nade mną.- Nauczyciele nie muszą wiedzieć.- To mówiąc znaczącą spojrzał na pannę Knight, która znajdowała się bardzo blisko nas.- To jak?- spytał.
            W odpowiedzi uśmiechnęłam się tylko i z niedowierzaniem pokręciłam głową. Czy ja, Scarlet Dawson, właśnie uciekałam ze szkoły? Ja?
            Z powrotem założyłam swój płaszcz i owinęłam się szalem. Po chwili Travis złapał mnie za rękę i wyszliśmy ze szkoły. Zdążyłam jeszcze podłapać zdziwione spojrzenia Natalie i Monique, które stały niedaleko wyjścia. Oczywiście na zewnątrz dalej szalała śnieżyca. Prawie nic nie widziałam. Zdałam się na Travisa, który prowadził mnie ani na chwilę nie puszczając mojej ręki. Nawet nie zorientowałam się, kiedy dotarliśmy na parking dla uczniów!  Kątem oka zauważyłam, że otwiera mi drzwi do swojego samochodu, więc pospiesznie do niego wsiadłam. Szybko ściągnęłam czapkę, której szczerze nienawidziłam i włożyłam torbę pod nogi.
-Jeszcze trochę i samochody nie będą już miały jak się poruszać.- skomentował zamykając za sobą drzwi.
-No i te moje mokre włosy…- jęknęłam próbując jakoś doprowadzić się do ładu.
-Nawet ci z nimi do twarzy.- skomentował Travis nie spuszczając ze mnie wzroku. Poczułam, że się rumienię i spojrzałam w jego zielone oczy.
-Serio?- zapytałam głupio.
-Zawsze wyglądasz pięknie.- powiedział bez wahania z tą seksowną chrypką, która (oczywiście pozytywnie) doprowadzała mnie do szału.
            Odwróciłam wzrok czując, że czerwienię się jeszcze bardziej, a potem spuściłam głowę i zaczęłam bawić się swoimi rękawami. Travis odchrząknął i odpalił silnik.
-No to dokąd jedziemy?- zapytał.- W naszym kinie tak wcześnie raczej nic ciekawego nie zobaczymy…
-Zdaję się na ciebie.- powiedziałam starając się brzmieć bardziej pewnie.
            Travis uśmiechnął się i ruszył zdecydowanie.


*

            Byliśmy na lodowisku. Travis był jednym z najlepszych hokeistów, jakich znałam, więc właściwie jego wybór nie powinien mnie zadziwić. Widząc jednak moją przerażoną minę przestał się uśmiechać.
-Coś nie tak?- spytał zmartwiony.
-Nie…- odparłam natychmiast-…tylko że…ja nie umiem jeździć.
            Brunet zaśmiał się na te słowa, ale widząc, że nie żartuję natychmiast spoważniał. Tak, mieszkałam w Minnesocie, stanie, który wręcz słynął z hokeja na lodzie, a nie potrafiłam jeździć na łyżwach. Po chwili chłopak uśmiechnął się podejrzanie i powiedział:
-No to cię nauczę.
            Już chciałam zaprzeczyć, powiedzieć, że nie zrobię tego nigdy w życiu, ale jakiś rozsądny głos w mojej głowie powiedział: „Scarlet, czekałaś na to tak długo i wreszcie masz tego przystojniaka dla siebie. Nie możesz tego spieprzyć, słyszysz?”. Musiałam przyznać, że ten głos, jakkolwiek irytujący, miał rację. No bo który trzecioklasista umawiałby się z dziewczyną z pierwszej klasy, gdyby mu się nie podobała? Nie mogłam tego spieprzyć. Z miną cierpiętnicy spuściłam głowę i powlokłam się za nim do wypożyczalni. Gdy już miałam na nogach to narzędzie zbrodni i upokorzenia, a Travis włożył hokejówki, złapaliśmy się za ręce i weszliśmy na lód. Nikogo oprócz nas, no i faceta w wypożyczalni nie było. Kto by szedł na lodowisko o ósmej rano? Złapałam się barierek, a brunet ściągnął kurtkę i rzucił ją na jedno z krzeseł na trybunach. Miał na sobie koszulę w kratę, która idealnie opinała jego umięśnione ciało. Momentalnie nogi się pode mną ugięły i tak zaliczyłam pierwszy upadek. Chłopak natychmiast znalazł się przy mnie i pomógł mi wstać.
-Nic ci nie jest?- spytał.
-Niee, wszystko w porządku…
-Może jednak z tym lodowiskiem to nie był dobry pomysł…
-Nie!- powiedziałam trochę za głośno, a potem skłamałam.- Zawsze chciałam się nauczyć jeździć na łyżwach.- Na szczęście byłam dobrą aktorką, więc chłopak nie zauważył, że zmyślam.
-Może zdejmiesz płaszcz? Na pewno trochę krępuje ci ruchy…
            Starając się utrzymać równowagę zaczęłam za jego radą rozpinać płaszcz i podobnie jak on, rzuciłam go na jedno z krzeseł. Kiedy odwróciłam się w jego stronę przyłapałam go, jak mierzył moje ciało wzrokiem, od dołu do góry. Szybko spuścił głowę, a ja, po raz kolejny tego ranka, mocno się zarumieniłam. Po chwili Travis był już za mną, złapał mnie od tyłu w biodrach i szepnął mi do ucha sprawiając, że po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz:
-Nie bój się, nie puszczę cię. Staraj się jechać do przodu.
            Tak zrobiłam, a już po dziesięciu minutach okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Oczywiście zapewne wyglądałoby to inaczej bez Travisa, który cały czas trzymał mnie w swoich ramionach. Już nie mogłam się doczekać, aż spotkam się z Natalie i Monique, i opowiem im o wszystkim! Jeździliśmy jeszcze przez jakieś piętnaście minut, a potem zachciało nam się pić. Usiadłam na trybunach, a brunet poszedł po ciepłe napoje do automatu, który widzieliśmy w holu.
-Wziąłem ci bez cukru. Widziałem, że zawsze takie bierzesz…- powiedział podając mi kubek.
-Dzięki.- powiedziałam uśmiechając się i wręczając mu dolara, którego niechętnie przyjął. Milczeliśmy przez chwilę pijąc ze swoich kubków, ale już po chwili chłopak przerwał tą ciszę.
-Od dawna mi się podobasz.- powiedział wprost co sprawiło, że omal nie zakrztusiłam się bezcukrowym cappuccino.- Wiesz, zawsze zastanawiałem się, jaka jesteś naprawdę. Na tych filmikach, które wstawiasz razem z Natalie i Monique na youtube’a, wydajesz się być taka wyluzowana i pewna siebie…
-Oglądasz je?- zapytałam mile zaskoczona.
-No pewnie, chyba całe miasto je ogląda.- stwierdził uśmiechając się czarująco.- Chodzi mi o to, że kiedy jesteśmy razem jesteś zupełnie inna, cały czas urocza, ale jednak bardziej onieśmielona.
            Oczywiście znów się zaczerwieniłam, ale nie odwróciłam wzroku. Jak już postanowiłam wcześniej, nie miałam zamiaru tego spieprzyć.
-Może…to ty tak na mnie działasz?- spytałam mając nadzieję, że nie popełniłam największego błędu swojego życia.
-Nie.- powiedział pochylając się nade mną tak, że prawie stykaliśmy się nosami.- To ty tak na mnie działasz.
           

*
            Weszłam do domu na własnych nogach, choć czułam się jakbym płynęła na chmurce. Irytująco różowej chmurce szczęścia. Zachichotałam cicho wyobrażając to sobie. No super, co ten facet ze mną zrobił? Cały czas myślałam tylko o nim, o tym co mi powiedział, o naszej randce. O mało się nie pocałowaliśmy! Oczywiście chciałam tego, ale…było za wcześnie.
            Nie byłam świadoma tego, co robię. Moje myśli cały czas zajmował Travis i nawet nie zauważyłam kiedy rozebrałam płaszcz i buty.
-Cześć Scarlet.- przywitał się ze mną wujek Jack.
-Cześć wujku.- odpowiedziałam na w pół przytomna i ruszyłam w stronę swojego pokoju, choć nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę…chiwla- WUJEK JACK?!!
*
            Szok spowodowany widokiem wujka Jacka sprawił, że całkowicie zapomniałam o randce. Wujek siedział w więzieniu przez pół roku, ale nie spodziewałam się, że aż tak się przez ten czas zmieni. Na oko schudł z trzydzieści kilogramów, no i wyrażał się tak inaczej, np. zamiast: „idę do toalety” mówił „idę w kąt”. Momentami nie można się było połapać. Jack tak naprawdę nie był moim wujkiem, ale chłopakiem mojej mamy. Po prostu pewnego razu zapytałam się, jak mamy na niego mówić, bo jakoś nie wyobrażałam sobie wtedy wołać go po imieniu, a Jack kazał nazywać się wujkiem, no i tak zostało.
            Było już dobrze po jedenastej, a ja nadal siedziałam na łóżku kręcąc z niedowierzaniem głową i próbując ułożyć sobie jakoś w myślach wydarzenia dzisiejszego dnia. Zastanawiałam się nawet, czy nie nazwać go najszczęśliwszym dniem w całym moim dotychczasowym życiu. Tą czynność przerwał mi wujek wychylając głowę z lekko uchylonych drzwi.
-Mogę wejść?- zapytał.
-Jasne.- odparłam. Nadal nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że już nie ma wielkiego brzucha, więc znowu zaczęłam kręcić głową.- Jesteś taki chudy…- powiedziałam po raz kolejny tego wieczoru. Zaśmiał się i usiadł obok mnie.
-Mama już śpi, a ja…chciałbym z tobą porozmawiać.- zaczął niepewnie. Wiedziałam, że to, co miał mi do powiedzenia było bardzo ważne. Inaczej nie przychodził by do mnie tak późno, gdy mama już zasnęła.- Jak wiesz Edith, niezbyt dobrze radziła sobie przez te niecałe pół roku…- pokiwałam twierdząco głową.- Twoja mama jest silną kobietą, ale wiem, że nie może znieść tej całej sytuacji i mój powrót tak naprawdę niczego nie zmienia. Thief River Falls to małe miasteczko, a w małych miasteczkach ludzie gadają, sama doskonale o tym wiesz.- znów ze zrozumieniem pokiwałam głową, ale nadal nie wiedziałam, do czego to wszystko zmierza.- Mało tego boję się, że mogę tu mieć pewne problemy…więc nie widzę innego wyjścia.- zamarłam, bo zaczynałam już powoli rozumieć, o co chodzi.- Musimy się stąd wynieść. Najlepiej jak najdalej.





***
I oto jest! Pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania. Bez prologu, jak widzicie.Wiem, że początek wydaje się być banalny (przeprowadzka itp.), ale mam nadzieję, że się nie zniechęcicie:) Dziękuje za komentarze pod drugim rozdziałem "So close so far". To wiele dla mnie znaczy. Miłej niedzieli i miłego czytania!:*

1 komentarz:

  1. jestem mile zaskoczona! bardzo mi się podoba i czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń